W tym artykule znajdziesz porównanie dwóch poznańskich jarmarków świątecznych - na Placu Wolności oraz na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Oba odwiedziłem tego samego wieczoru - w czwartek, 4 grudnia. Do obu nie tyle poszedłem, co nawet pobiegłem w ramach mojego treningu biegowego i na obu spędziłem mniej więcej tyle samo czasu, około 45 minut. Czy to wystarczająco długo? W mojej opinii, tak i myślę, że udowodnię to w dalszej części tego tekstu.
Jarmark na Placu Wolności: darmowe Silent Disco i drogi grzaniec
Pierwszym miejscem, do którego zdecydowałem się pobiec, był Plac Wolności. Od samego wejścia witała mnie duża brama z napisem "Betlejem Poznańskie", dzięki czemu wiadomo doskonale, gdzie się znajdujemy. Przywitała mnie także duża maskotka pandy, z którą można było sobie zrobić zdjęcie w zamian za datek na cel charytatywny. Po wejściu z kolei zobaczyłem tańczących ludzi. Nie tańczyli jednak oni do świątecznych piosenek, a do muzyki, którą mieli w słuchawkach - zorganizowane było bowiem silent disco. To bardzo ciekawa forma rozrywki, tym bardziej, że darmowa, a to naprawdę rzadkość na jarmarku świątecznym, żeby coś było za darmo. Jedyne co trzeba zrobić, żeby otrzymać słuchawki, to okazać dokument tożsamości. Myślę, że to naprawdę niewiele, a zabawa na silent disco może być przednia. Tym razem nie skorzystałem, bo chciałem jak najlepiej przyjrzeć się całemu jarmarkowi, ale jeśli pójdę prywatnie, to myślę, że się skuszę.
Co mnie zdziwiło, to dość dużo ludzi, jak na czwartkowy wieczór. Być może rzeczywiście było ich dużo, a być może to po prostu dość mały teren, który przeznaczony jest na jarmark, sprawiał, że było dość tłoczno. To jednak nie zdemotywowało mnie w poszukiwaniu tego, co można znaleźć na Placu Wolności.
Pierwsze, czemu się przyjrzałem, były punkty gastronomiczne. Niestety nie znalazłem nic odkrywczego - można powiedzieć, że tak zwana jarmarkowa klasyka - grzańce (w różnych wariantach smakowych, w tym bezalkoholowe), bigos, kiełbasa i kaszanka z grilla, oscypki, barszczyk, ale także rzeczy słodkie, takie jak gofry, churrosy czy fragola, a więc owoce w czekoladzie. Jeśli chodzi o ceny, to dokładną rozpiskę zobaczycie poniżej, natomiast za jedną pozycję należało zapłacić między 20 a 40 złotych. Sporym minusem dla mnie był też fakt, że grzaniec można było dostać tylko w kuflu, za który należało zapłacić kaucję i nie było opcji, żeby poprosić o kubek papierowy, który byłby za darmo, co kilka lat temu było jeszcze możliwe.
Jeśli chodzi o atrakcje i pamiątki, to tych pierwszych nie było zbyt wiele. Poza silent disco, zdecydowanie ponad wszystko wybija się diabelski młyn, który jednak nie był jakoś specjalnie chętnie oblegany. Oprócz tego, dzieci miały dla siebie kolejkę i karuzelę, z których mogły skorzystać. Jeśli chodzi o pamiątki, to tutaj wybór był dość duży - biżuteria, bombki, różnego rodzaju ubrania czy czekolady, to tylko niektóre z propozycji, które zaproponowano zwiedzającym na Placu Wolności. Na podsumowanie przyjdzie jeszcze pora, tymczasem ja pobiegłem na Międzynarodowe Targi Poznańskie, gdzie znajduje się drugi jarmark.
Jarmark na MTP: dużo atrakcji, ale pusto
O ile w przypadku Placu Wolności człowiek wie, że znajduje się na jarmarku świątecznym, tak kiedy pobiegłem na MTP, chwilę zajęło mi szukanie wejścia do środka. Dwa lata temu, kiedy tam byłem, droga prowadziła przez najbardziej znane wejście. Teraz jest ono zupełnie na uboczu. To jednak nie jest największy problem. Nim jest to, że jest tam po prostu pusto. Być może w weekendy jest lepiej.
Na dzień dobry wita nas ogromna choinka, a więc ciekawy świąteczny akcent. Psuje go jednak fakt, że tuż przy niej stoi sportowy samochód, do którego nawet nie można wsiąść. Przy tak wielkim terenie, jaki na jarmark wygospodarowało MTP, spokojnie można było go postawić gdzie indziej. Nie podobał mi się także fakt totalnego miksu muzycznego. Przebić próbowały się piosenki świąteczne, ale uniemożliwiały mu to hity jednej ze stacji radiowych, a także muzyka typu techno, obecna przy niektórych atrakcjach. Kompletny muzyczny misz-masz może niejednego odstraszyć.
Jeśli chodzi o jedzenie, to mamy tutaj więcej propozycji. Oprócz tych tradycyjnych jarmarkowych, możemy spróbować także chociażby langoszy czy pierogów w wielu wariantach. Jest także pajda chleba ze smalcem, której brakowało na Placu Wolności. Mamy także do wyboru dużo więcej napojów - głównie z alkoholem.
Na MTP mamy także dużo więcej atrakcji. Ponownie jest diabelski młyn, ale zwiedzający mają do dyspozycji także stoiska, gdzie mogą wygrać różnego rodzaju maskotki, pojeździć samochodami, wejść na Boostera (urządzenie w kształcie młota, które obraca się wokół własnej osi) czy skorzystać z lodowiska. Jedyny problem, jaki jest, to ceny. Za niektóre atrakcje trzeba zapłacić nawet 60 złotych. To zdecydowanie za dużo, a niejedno dziecko może być zawiedzione, kiedy rodzic mu takiej atrakcji odmówi.
Lista cen na obu jarmarkach
W obu przypadkach podajemy tylko po kilkanaście propozycji. Więcej cen znajdziecie w naszej galerii.
Jarmark na Placu Wolności
- grzaniec - 20 - 25 zł + kufel z kaucją za 25 zł
- pyra z gzikiem - 25 zł
- pierogi (różne rodzaje) - 23 zł (7 szt.)
- kiełbasa z grilla - 17,90 zł (100 g)
- szaszłyk, karkówka, golonka - 20,90 zł (100 g)
- kaszanka - 20 zł (200 g)
- bigos - 25 zł (250 g)
- barszczyk - 10 zł
- kołacze 25 zł
- churros - 25 - 35 zł
Jarmark na MTP
- langosz - 30 - 38 zł
- pierogi (różne rodzaje) - 29,99 - 34, 99 zł
- grzaniec - 22 zł
- pajda ze smalcem i ogórkiem - 17 zł (2 zł za grillowanie, 3 - 10 zł dodatki)
- hot-dogi - 20 - 30 zł
- łyżwy - 20 - 25 zł + wypożyczenie sprzętu 10 - 20 zł
- booster, diabelski młyn, samochody - 20 - 60 zł
- mirror cube - 25 - 30 zł
Plusy i minusy jarmarku na Placu Wolności
+ lokalizacja - centrum miasta, tuż obok starego rynku, w miarę dobry dojazd tramwajem, a nawet samochodem.
+ dobrze oznaczony teren - od samego początku człowiek wie, gdzie się znajduje i po co tutaj przyszedł. W tym miejscu czuć klimat świąt, a o to przecież chodzi w jarmarkach.
+ darmowe silent disco - jeśli na jarmarkach coś jest za darmo, to można to uznać za swego rodzaju święto, a tak było w tym przypadku. Silent disco jest coraz popularniejsze, więc dlaczego nie zrobić go stałym elementem jarmarków?
- mało atrakcji - jeśli ktoś wybiera się z dziećmi na jarmark i chce im jakoś zająć czas, to z pewnością plac Wolności nie jest aż tak dobrym miejscem pod tym kątem. Poza diabelskim młynem ciężko będzie skupić uwagę naszych pociech na czymś innym, a to zawsze wpływa na odbiór jarmarku.
- kaucja za kufel - nie każdy ma ochotę na to, żeby pić grzańca w kuflu ze specjalnym obrandowaniem jarmarku. Niektórzy woleliby wziąć grzańca i móc opuścić teren jarmarku. W ten sposób muszą pozostać, bo w przeciwnym wypadku przepadnie im aż dwadzieścia pięć złotych, a to całkiem sporo, jak na mały kufel.
Plusy i minusy jarmarku na MTP
+ dużo atrakcji - gdybym miał polecić komuś z dziećmi jeden z jarmarków, bez wahania postawiłbym na ten na MTP. Każde dziecko, i to małe, i to duże, znajdzie tutaj coś dla siebie. Sporo atrakcji będzie także bardzo fajnych dla dorosłych.
+ spory teren - jarmark na MTP jest naprawdę ogromny i samo jego przejście zajmie sporo czasu, a co dopiero, kiedy jest tam sporo ludzi i trzeba się między nimi przeciskać.
- słabe oznakowanie terenu i dojście na jarmark - Międzynarodowe Targi Poznańskie są idealną lokalizacją na jarmark. Niestety, w tym roku nikt tego nie wykorzystał, bowiem zamiast użyć najpopularniejszych wejść na teren, ktoś postanowił, że będzie to boczne wejście, do którego nie będzie praktycznie żadnych drogowskazów. Gdybym był turystą spoza Poznania, który wysiadł prosto z pociągu, to chciałbym mieć czytelny sygnał, gdzie jest jarmark i jak mam się na niego kierować - tutaj tego zabrakło.
- pustki - tak, jak wspominałem, na całym terenie jarmarku MTP nie minąłem nawet pięćdziesięciu osób, a wydawać by się mogło, że to właśnie tam będzie więcej ludzi niż na Placu Wolności.
- ceny atrakcji - jeśli mam wydać 60 zł na boostera, to raczej mnie to nie przekonuje. Pozostałe opcje w cenie 20-40 zł również nie należą do najtańszych.
Podsumowanie
Jarmarki świąteczne to taka rzecz, na którą niemal każdy chce się wybrać raz do roku. Nie inaczej jest ze mną i pewnie wrócę tam jeszcze ze swoimi znajomymi. Być może za bardzo ze mnie wychodzi dusza stereotypowego Poznaniaka, ale w moim przekonaniu wydawanie tam pieniędzy nie ma po prostu sensu. Jeden czy dwa grzańce oraz coś słodkiego to jedyne, co mogłoby mnie skusić. Może ewentualnie atrakcje, ale na pewno nie w cenie powyżej czterdziestu złotych, a i takie, jak wiecie, się trafiały. Czy było warto zatem pójść? Moim zdaniem nie, ale magia świąt robi swoje i przez to ta ocena jest nieco łagodniejsza, niż pewnie byłaby w innym okresie roku.
A Wy? Byliście już w tym roku na poznańskich jarmarkach świątecznych? Dajcie znać w komentarzach!
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.