Wielkopolska. - Po dojeździe piwnica była otwarta. Osoba postronna prowadziła reanimację. Zgodnie z zasadami strażacy musieli przejąć czynności reanimacyjne mężczyzny - relacjonuje kpt. Marcin Nyczka, rzecznik prasowy w Komendzie Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Gostyniu.
Strażacy wczoraj (14 listopada) po południu, ok. godz. 14.10, zostali wezwani na ul. Mostową w Gostyniu do mężczyzny, który próbował popełnić samobójstwo. Wiedzieli, że dostęp do suszarni w piwnicy budynku wielorodzinnego był utrudniony. Na miejsce wezwano także pogotowie ratunkowe i policję - poinformował portal gostynska.pl.
- Od dyspozytora z Centralnego Powiadamiania Ratunkowego wiedzieliśmy, że zostały powiadomione wszystkie służby - zapewnia Tomasz Banaszak, komendant powiatowy PSP w Gostyniu.
- Był znowu problem z karetką. Nie chcieli przyjąć zgłoszenia. Naszej, gostyńskiej stacjonującej przy szpitalu na miejscu nie było, pojechała do Śremu - dodaje kpt. M. Nyczka.
Po dojeździe na ul. Mostową okazało się, że piwnica została już otwarta. W tym czasie osoba postronna prowadziła reanimację mieszkańca bloku, który próbował się powiesić. Strażacy natychmiast przejęli czynności reanimacyjne przy użyciu specjalistycznego sprzętu i umiejętności, prowadzili je kilkadziesiąt minut. - Później jeszcze raz sprawdziliśmy pacjenta. Okazało się, że pojawiły się plamy opadowe. To był sygnał, że powinniśmy odstąpić od reanimacji - wyjaśnia M. Nyczka. Nie udało się uratować mężczyzny.
O tym, że na pomoc było już za późno przekonali sie także ratownicy medyczni. - Dziwnym trafem, po mniej więcej pół godzinie pojawiła się karetka pogotowia - bez lekarza - informuje rzecznik prasowy KP PSP w Gostyniu.
- Nasze działania w tym momencie zakończyły się. Na miejscu zdarzenia czynności prowadziła też policja, a rodzina we własnym zakresie załatwiała lekarza, który powinien stwierdzić zgon - dodaje kpt. Marcin Nyczka.