Jakub Nelle: Pracujemy 365 dni w roku, 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Jesteśmy wysyłani wszędzie tam, gdzie występuje stan bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia. Naszym zadaniem jest bezpośrednie ratowanie życia - tak, by po naszych medycznych czynnościach ratunkowych pacjent mógł dotrzeć do szpitala i uzyskać dalszą pomoc.
Pomiędzy wyjazdami dyżurujecie w podstacjach. Czy tam także pacjenci mogą uzyskać pomoc?
Jakub Nelle: Nie, podstacje Zespołów Ratownictwa Medycznego to nie są przychodnie. Nie udzielamy świadczeń ambulatoryjnych. To nie jest miejsce, do którego pacjenci powinni udać się po poradę, po zastrzyk, po pomiar parametrów życiowych, czy z urazem. Tak naprawdę, ratownicy medyczni - ze względu na własne bezpieczeństwo - nie muszą nawet otwierać drzwi. Bo nigdy nie wiemy, kto za tymi drzwiami stoi, jakie ma zamiary. Nie możemy pozwolić sobie na to, by po ataku na dyżurującego ratownika doszło do jakieś sytuacji kryzysowej i Zespół Ratownictwa Medycznego, który ma zabezpieczać 30 tysięcy osób, został nagle wyłączony z działań.
A co, jeśli doznamy urazu lub wypadku w okolicy podstacji?
Jakub Nelle: Jeżeli cokolwiek się dzieje, nawet jeżeli pacjent stoi pod podstacją, musi zadzwonić pod 999 do dyspozytora medycznego. Dyspozytor Medyczny decyduje czy stan pacjenta wymaga pomocy medycznej. Jeśli tak, zadysponuje zespół. Wtedy my niezwłocznie działamy. Oczywiście są sytuacje wyjątkowe. Wiadomo, że jeżeli ratownicy medyczni zobaczą lub ktoś się do nich zgłosi z widocznymi objawami stanu bezpośredniego zagrożenia życia, to udzielą jak najszybciej niezbędnej pomocy i podejmą decyzję o zablokowaniu karetki. Ale to są sytuacje nadzwyczajne. W normalnych okolicznościach pacjenci potrzebujący pomocy muszą zadzwonić do dyspozytora medycznego, który dysponuje Zespół Ratownictwa Medycznego.
Do czego ludzie wzywają karetkę? Czy faktycznie są to tylko stany bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia?
Jakub Nelle: Tak powinno być. Decyzję o tym, czy Zespół Ratownictwa Medycznego wyjedzie do danego zdarzenia podejmuje dyspozytor medyczny - na podstawie wywiadu z pacjentem. Dlatego tak ważne jest, by pacjent w rozmowie z dyspozytorem nie niecierpliwił się i odpowiadał na wszystkie pytania. Bo te pytania zadawane są właśnie po to, by dyspozor mógł ocenić, czy do danego przypadku faktycznie potrzebny jest Zespół Ratownictwa Medycznego, czy wystarczy wizyta u lekarza rodzinnego. A niestety, pacjenci nie zawsze mówią prawdę. I zdarza się, że jedziemy tam, gdzie nie powinno nas być.
Kiedyś funkcjonowało takie przekonanie, że - chcąc, by przyjechała karetka - należy powiedzieć, że ma się ból w klatce piersiowej. Nadal zdarzają się takie sytuacje, że pacjenci - choć wiedzą, że nic poważnego im nie dolega - domagają się karetki, kłamiąc, że coś zagraża ich zdrowiu i życiu?
Jakub Nelle: Niestety, zdarzają się sytuacje, że pacjenci oszukują dyspozytora. Nie mogą dostać się do swojego lekarza rodzinnego lub nie chcą jeździć do innych placówek ochrony zdrowia, słysząc, że zostaną przyjęci za kilka dni. A im na przykład skończyły się leki. Udają się na Szpitalny Oddział Ratunkowy, tam słyszą, że nie będą przyjęci, bo nie są w stanie bezpośredniego zagrożenia życia, a ich przewlekłą chorobę mają leczyć u swojego lekarza rodzinnego. I wtedy ten sfrustrowany pacjent bierze telefon, dzwoni pod 999 i mówi dyspozytorowi, często nieprawdę, że boli go w klatce piersiowej. Nie precyzuje, że ten ból zwyrodnieniowy ma od 5 lat, tylko teraz, nagle. My przyjeżdżamy i okazuje się, że jednak nasz przyjazd nie był konieczny.
I co wtedy? Pacjent dostanie od was receptę na leki?
Jakub Nelle: Nie. My musimy przeprowadzić wywiad, zbadać pacjenta, zrobić odpowiednie pomiary parametrów życiowych i - jeżeli stan tego wymaga - zastosować medyczne czynności ratunkowe, podać środki farmakologiczne. Ale, jeżeli według opinii Kierownika Zespołu Medycznego, nie będzie konieczności hospitalizacji, to odpowiednio instruujemy pacjenta oraz wystawiamy dokument z zaleceniem kontroli u lekarza rodzinnego. Ale my nie wystawiamy recept.
Czyli tak naprawdę ten zdesperowany pacjent, który nie chciał czekać na wizytę u lekarza rodzinnego, a zależało mu, by otrzymać receptę na leki, które stale przyjmuje i tak nic nie zyska.
Jakub Nelle: Dokładnie. I tak będzie musiał udać się do swojej przychodni, i do lekarza POZ. Zespoły Ratownictwa Medycznego nie wystawiają recept czy L4.
A co z kartami zgonu?
Jakub Nelle: To jest nowość. Ratownik medyczny może prawnie wystawić kartę zgonu, pod warunkiem, że zgon nastąpił w trakcie akcji medycznej.
A jeżeli np. nasza chorująca przewlekle babcia umrze w łóżku, lekarz rodzinny nie będzie mógł przyjechać na miejsce i wystawić kartę zgonu, to czy wtedy także możemy zadzwonić po karetkę?
Jakub Nelle: Nie. Ratownicy medyczni nie przyjeżdżają po to, by stwierdzić zgon. Ratownicy medyczni zostali powołani do ratowania życia, a nie do stwierdzania jego zakończenia. Jeżeli ktoś będzie okłamywał dyspozytora medycznego w celu przyspieszenia wystawienia dokumentu administracyjnego i Zespół Ratownictwa Medycznego przyjedzie, a na miejscu będzie pacjent, u którego trwa proces pośmiertny, to w tym momencie wiadomo, że osoba zgłaszająca wprowadziła dyspozytora medycznego w błąd i musi ponieść tego konsekwencje.
W przypadku nieuzasadnionego wezwania, przepisy przewidują grzywnę lub - jeśli to się powtarza notorycznie - nawet karę pozbawienia wolności.
Każde nieuzasadnione wezwanie blokuje karetkę na co najmniej kilkadziesiąt minut. Czy pacjenci zdają sobie z tego sprawę?
Jakub Nelle: Niestety, w większości tego typu przypadków pacjenci nie mają - albo nie chcą mieć świadomości - że przez ich zachowanie ktoś może umrzeć. Bo jeżeli Zespół Ratownictwa Medycznego zostanie wysłany do pacjenta i okaże się, że nie ma stanu bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia lub wezwanie jest bezpodstawne - to i tak musimy wykonać całą procedurę - zbadać pacjenta, pouczyć go, zrobić dokumentację medyczną i opis tego zdarzenia. To zajmuje czas. I w tym momencie ten Zespół Ratownictwa Medycznego jest niedostępny dla kogoś, kto faktycznie tej pomocy potrzebuje. Dyspozytor wysyła wtedy kolejny najbliższy wolny ZRM, ale wiadomo, że ten czas dojazdu się wydłuża. I czasem na pomoc może być już za późno.
Może się więc zdarzyć, że przez pacjenta, który np. doznał urazu palca i liczy na to, że karetka zawiezie go do szpitala, czyjeś życie może być zagrożone?
Jakub Nelle: Dokładnie tak. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że ich egoizm, lenistwo czy frustracja mogą doprowadzić do śmierci drugiego człowieka. W każdym przypadku, gdy Zespół Ratownictwa Medycznego jest wysyłany tam, gdzie pomoc ratowników nie jest niezbędna istnieje ryzyko, że w tym czasie osoba, która faktycznie tej pomocy będzie potrzebować nie uzyska jej na czas. Bo w przypadku stanów bezpośredniego zagrożenia życia liczy się każda minuta. I czasem okazuje się, że tych minut zabrakło, jeżeli do pacjenta został wysłany zespół oddalony o 15 czy 30 kilometrów od miejsca wezwania. Bo Zespół, który był bliżej i mógł zdążyć na czas i uratować życie był akurat u osoby, której skończyły się leki i nie chciała czekać 2 dni na wizytę w przychodni. Musimy mieć tego świadomość.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.