Ponad trzy dekady doszło do największej katastrofy w dziejach polskiego lotnictwa cywilnego – dzisiaj już prawie nikt o niej nie wspomina. Lot nr 5055 z Warszawy Okęcie do Nowego Jorku 9 maja 1987 roku. Na pokładzie samolotu pasażerskiego PLL LOT „Tadeusz Kościuszko” było 172 pasażerów i 11 członków załogi - razem 183 osoby. Wystartował z Warszawy o 10.17, pasażerowie zapięli pasy i za kilkanaście godzin mieli być w Nowym Jorku. Pilotem był Zygmunt Pawlaczyk, mający swoje korzenie w Jarocinie.
Rocznica tragedii samolotu w Lesie Kabackim
Dzień przed feralnym lotem „T. Kościuszko” wrócił z Chicago. Samolot Ił – 62M był wówczas najnowocześniejszym samolotem PLL LOT. Miał 4 lata i wylatane niecałe 7000 godzin, podobno wszystkie dziewczyny - stewardesy marzyły wtedy aby latać na Iłach-62M. Po kilkunastu minutach od startu samolot leciał już z prędkością 800 km/h. Za jego sterami zasiadł jeden z najbardziej doświadczonych pilotów, kapitan Zygmunt Pawlaczyk. Dramat rozpoczął się o godz. 10.41 na wysokości 8 kilometrów, samolot znajdował się nad Warlubiem koło Grudziądza. Załoga stwierdziła utratę hermetyczności (dekompresję) kadłuba, pożar oraz awarię dwóch silników. Przestał działać ster wysokości i maszyna zaczęła tracić wysokość.O 10.53 zarejestrowano kolejny wstrząs i wybuch. Mechanik podejrzewał awarię kolejnego – trzeciego silnika. Kapitan błyskawicznie podjął decyzje o zawróceniu samolotu, o 11.00 w kokpicie zapadła decyzja o lądowaniu na Okęciu, to lotnisko miało najdłuższy pas oraz infrastrukturę i służby. Wszyscy byli już w pełnej gotowości, a załoga samotnie walczyła w powietrzu. Kiedy „Kościuszko” był na wysokości 2000 m. do lotniska pozostało jeszcze 80 km. Stwierdzono, że kadłub został poważnie uszkodzony, a o 11.08 stewardesy zauważyły, że brakuje jednej z koleżanek. Prawdopodobnie zginęła w pożarze szalejącym w pomieszczeniu technicznym Iła. Paląca się, na wpół bezwładna maszyna coraz bardziej obniżała wysokość, a do lotniska było jeszcze zaledwie 20 km. Na trzy minuty przed katastrofą załoga dowiedziała się, że w bagażniku samolotu wybuchł pożar, powinni zostać o tym poinformowana dużo wcześniej, ale zawiodły czujniki dymu. Piloci dowiedzieli się o tym dopiero, kiedy dym dotarł do nich fizycznie.
Ogień zaczął szybko rozprzestrzeniać się po samolocie i całkowicie uszkodził układ sterowania. Kapitan Zygmunt Pawlaczyk ostatnim ruchem sterów, z wielkim wysiłkiem ominął zabudowania. Niecałe sześć kilometrów przed lotniskiem samolot zaczął spadać nad Lasem Kabackim. Była godzina 11:12:13, „Kościuszko” z prędkością 470 km/h łamał pierwsze drzewa. Do Okęcia nie doleciał. Kontrolerzy lotu usłyszeli w słuchawkach ostatnie dramatyczne słowa pilota „Dobranoc! Do widzenia! Cześć! Giniemy”, później słychać już było tylko głośne uderzenie o ziemię i ciszę... Samolot rozpadł się na części. Fragmenty były rozrzucone w promieniu ok. 370 m. Pozostałe w baku 32 tony paliwa zapaliły się, wybuchł pożar. Zginęli wszyscy… „Mieli taką awarię, która wystarczyłaby na pięć katastrof” – ocenił później jeden z pilotów LOT-u. Sowieci nie przyznali się, że ich sprzęt zawiódł. Maszyny IŁ62M zmodernizowano i ulepszono ale nie wycofano z latania, dalej były wykorzystywane przez polskiego przewoźnika.
Pilot Zygmunt Pawlaczyk młodość spędził w Jarocinie
Kapitan Zygmunt Pawlaczyk urodził się 19 kwietnia 1928 w Skalmierzycach, ale do 1949 roku mieszkał wraz z rodzicami w Jarocinie. W czasie okupacji w 1942 został przymusowo skierowany do pracy w fabryce mebli Thönet w Jarocinie. Po wojnie wraz z kolegami brał udział w akcji znoszenia broni z wojskowych transportów niemieckich. W okresie późniejszym pracował nadal w fabryce mebli, a wieczorowo kończył szkołę podstawową i trzyletnią szkołę zawodową w Jarocinie. Jako nastolatek był niezwykle aktywny społecznie. W czasie wolnym wspólnie z kolegami organizował odczyty, pogadanki, zawody sportowe, a nawet amatorskie przedstawienia.W 1949 Pawlaczyk został powołany do służby wojskowej we Wrocławiu, a następnie oddelegowany do szkoły samochodowej w Warszawie, którą ukończył z pierwszą lokatą. Po jej ukończeniu w 1951 został skierowany został do Jeleniej Góry, gdzie pełnił służbę wojskową jako kierowca w sztabie jednostki. Stamtąd został skierowany na kurs pilota wojskowego, który ukończył z wynikiem bardzo dobrym. Na początku lat pięćdziesiątych uzyskał uprawnienia na dwupłatowe samoloty Po-2. W 1955 podjął pracę w PLL LOT i po ukończeniu kolejnego kursu został pilotem cywilnym. Brał udział w akcji opylania lasów w Bułgarii w 1956, za co otrzymał odznakę Przodownika Pracy. Od roku 1951 był pilotem wojskowym, a, od 1955roku służył w Polskich Liniach Lotniczych LOT.
Zygmunt Pawlaczyk spoczął na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.