- Wojsko daje bardzo duże możliwości rozwoju i spełnienia się. To bardzo dobra szkoła życia, szczególnie dla osób młodych, które wkraczają w dorosłość - mówi Michał Paszkowiak, który w drugiej połowie kwietnia - wraz z koleżankami i kolegami z AWL - wziął udział w prestiżowym, militarnym wydarzeniu.
SANDHURST. Zmagania kadetów z całego świata
Zanim Polacy polecieli do USA, już kilka miesięcy wcześniej - w grudniu 2023 roku - została przeprowadzona selekcja. Z niej został wyłoniony szeroki skład, który miał szansę na lot do Ameryki.
- Zostałem "namaszczony" na lidera składu. Startowałem w zawodach już w zeszłym roku. Jako najbardziej doświadczony miałem na swoich barkach całą organizację przygotowania zespołu. Wiedziałem, na czym impreza polega i co poprawić. Przełożeni wymagali od nas profesjonalizmu. Myślę, że się udało, bo w zeszłym roku byliśmy na miejscu piętnastym, a teraz zajęliśmy lepsze miejsce - podkreśla sierż. pchor. Michał Paszkowiak.
Dwudniowa rywalizacja
- Selekcja składała się z przebiegnięcia 3 km z 15-kilogramowym plecakiem, crossfitu i biegu z obciążeniem na wytrzymałość - wymienia Michał Paszkowiak. - Przez ostatnie miesiące nie przygotowywaliśmy się wyłącznie do tej imprezy. Studia toczą się dalej, program szkolenia także. Nie brakowało nam wyjazdów na poligony. Każdy w swoim zakresie musiał jednak trzymać formę fizyczną. Ta wybrana ekipa to najlepsi z najlepszych - dopowiada.
- Zawody dzieliły się na dwa dni. W pierwszym była pętla taktyczna, składająca się z ośmiu punktów. Na każdym z nich była inna konkurencja. Teren, na którym startowaliśmy, był pagórkowaty - mówi Michał Paszkowiak. - Znaliśmy ogólny zarys imprezy. Wiedziałem też, jak wyglądała rok temu. Kilka konkurencji nas jednak zaskoczyło, w jednych poszło nam lepiej, w innych gorzej. Mieliśmy strzelanie, pierwszą pomoc i opatrywanie rannego, pokonanie jeziora w pontonie i przeniesienie go później na głowie, rzut granatem, komunikację przez radio, ubiór w strój obrony przeciwchemicznej i czołganie, założenie miny, wykonanie węzłów, rozkładanie i składanie broni czy crossfit składający się z ćwiczeń, rzutów piłką lekarską czy biegu wahadłowego z obciążonymi noszami - opisuje.
- Przez cały czas się wspieraliśmy i motywowaliśmy. Taktyka, którą zastosowaliśmy, wyszła nam na dobre - podkreśla.
Pokonywali własne słabości
- Wisienką na torcie była tzw. „droga krzyżowa”. To zwieńczenie zawodów - wyścig z noszami i obciążeniem na 400 metrów do pierwszego punktu, później zakładaliśmy maski gazowe i znów biegliśmy, później czołgaliśmy się pod zasiekami ze sprzętem, a na koniec rzucaliśmy granatem - wspomina. - Wszyscy byliśmy szczęśliwi, że ukończyliśmy zawody. To jest męka, którą później fajnie się wspomina. Mimo że wysiłek do granic wytrzymałości oznacza dla organizmu niekomfortowe i nieprzyjemne doznania, to później się wspomina te zawody z przyjemnością - dopowiada sierż. pchor. Michał Paszkowiak.
- To były niespełna dwa dni na ogromnej intensywności, wysokiej eksploatacji organizmu, a głowa musiała pracować na pełnych obrotach – zauważa kadet. - Cieszę się, że bardzo wyrozumiała była dla mnie moja dziewczyna. Miałem od niej ogromne wsparcie. Piąty rok to pisanie pracy magisterskiej czy egzaminy oficerskie. Było też bardzo dużo wyjazdów szkoleniowych i na poligony. Gdybym jednak mógł wziąć trzeci raz udział w SANDHURST, chętnie bym to uczynił - podsumowuje Michał Paszkowiak.