Za naiwność trzeba płacić. Wiele osób było w stanie skorzystać z propozycji, za którą, choć pozornie atrakcyjną, trzeba było później słono zapłacić.
Jak informuje portal krotoszynska.pl - wiele osób skusiło się na tzw. usługę reklamową za przysłowiową złotówkę. Są to głównie rzemieślnicy i drobni przedsiębiorcy. Problem w tym, że zamiast złotówki mają teraz do uregulowania rachunek opiewający na kilkanaście tysięcy złotych. A rzecznik konsumentów ostrzega. – Firmy, podobne do tej oferującej reklamę za złotówkę, obrały sobie za cel przedsiębiorców, bo ich nie chroni prawo konsumenckie – mówi Mikołaj Lechmann.
Zaczyna się niewinnie. Do drzwi pukają młodzi ludzie. Podają się za „studentów”, którzy w letnim okresie dorabiają sobie w firmie, którą reprezentują. Proponują nam niezobowiązującą rozmowę, podczas której przedstawiają ofertę nie do odrzucenia. Jaką? Otóż możemy za jedyną złotówkę na miesiąc, kupić dla swojej firmy, zakładu, sklepu, warsztatu – kampanię reklamową. Wystarczy podpisać umowę.
W Krotoszynie i w okolicy podobne dokumenty podpisało już kilka osób prowadzących działalność gospodarczą w różnych branżach. O pierwszych pisaliśmy już w czerwcu. - Dwie młode kobiety weszły do mojego zakładu fryzjerskiego. Przedstawiły się jako studentki. - Zaproponowały reklamę salonu. Miałam tylko podpisać zgodę na wykorzystanie swoich danych i wpłacić symboliczną złotówkę – opowiadała na naszych łamach właścicielka salonu fryzjerskiego. Jak mówi, zgodziła się.
Do kolejnego przedsiębiorcy, prowadzącego biznes w centrum Krotoszyna wszedł dla odmiany młody mężczyzna. Też podawał się za „studenta”. I też zaproponował za złotówkę reklamę sklepu na ulotkach. - Umowa miała obowiązywać tylko w czerwcu tego roku – mówi właściciel punktu handlowego.
W obu przypadkach, po wyjściu „studentek” i „studenta”, i po dokładnym przeczytaniu umowy wyszło na jaw, że właścicielka salonu fryzjerskiego oraz prowadzący sklep, a także kilkoro innych przedsiębiorców i rzemieślników, zleciło jednej z firm opracowanie i kolportaż ulotek, kampanię mobilną i telefoniczną swojej działalności, która potrwa 24 miesiące – czyli dwa lata. Ulotki miały trafić co miesiąc do 500 osób. Drugie tyle miało być informowane o usługach przedsiębiorców przez telefon. Ale symboliczna złotówka obowiązywała tylko w pierwszym miesiącu, za następnie wszyscy zgodzili się – choć jak mówią nieświadomie - płacić 500 zł + VAT. I to miesięcznie! Razem przez dwa lata kosztować ich to będzie ponad 14 tys. zł.
Pierwsza z kobiet od razu wysłała do siedziby firmy rezygnację z umowy. Ale okazało się, że to nie taka łatwa sprawa. - W razie rezygnacji musi pani zapłacić karę umowną zapisaną w umowie – przeczytała w odpowiedzi. Jak mówi, kary nie zamierza płacić. Bo formalności dopełniła w ciągu 14 dni od podpisania dokumentu. Czy ma rację? - W takim przypadku przedsiębiorców nie chroni prawo odstąpienia od umowy w ciągu 14 dni – mówi Mikołaj Lechmann, powiatowy rzecznik praw konsumenta. Dlaczego? – Bo nie ma w tym wypadku zastosowania ustawa o prawach konsumenta– rozwiewa wątpliwości specjalista.
Firma, z którą przedsiębiorcy i rzemieślnicy podpisywali umowy, mieści się, co wyczytać można z dokumentów w Warszawie. I jest spółką. Pod tym samym adresem zarejestrowanych jest też kilka innych spółek-świadczących różne usługi. W Internecie roi się od skarg na firmę. Dlatego bądźmy bardzo ostrożni. - Przede wszystkim czytajmy umowy. Nic nie podpisujmy na szybko, bez namysłu. Pamiętajmy, że nikt nie da nam nic za darmo, czy za symboliczną złotówkę – przestrzega Mikołaj Lechmann, powiatowy rzecznik konsumenta. Przedsiębiorcy z Krotoszyna, którzy czują się oszukani, zgłosili się na policję.
- Zostały wszczęte czynności sprawdzające, mające na celu ustalenie, czy faktycznie doszło do oszustwa, czy nie będzie to spór cywilno-prawny. Należy wyjaśnić, czy osoba, która zawierała z przedsiębiorcami umowy, miała z góry powzięty zamiar oszustwa i czy faktycznie było to wprowadzenie w błąd – informuje asp. Piotr Szczepaniak, rzecznik krotoszyńskiej komendy policji.
Policja prowadzi postępowanie, a tymczasem przedsiębiorcy otrzymują już faktury do zapłacenia. -Pierwszy rachunek opiewa na 615 zł brutto, chociaż czerwiec miał kosztować tylko złotówkę, więc widać od razu, że to jest nabijanie w butelkę – komentuje właściciel sklepu. I wskazuje, że do rachunku był dołączony tzw. wykaz telefonów, które pracownicy firmy wykonali, aby rozreklamować jego działalność. Widnieje na nim czas połączeń i liczba osób, z którymi się skontaktowano. - Ciekawostką jest, że każdy z nas, którzy zgodziliśmy się na reklamę w ten sposób, otrzymał identyczny wykaz, jota w jotę to samo – mówi przedsiębiorca.
Przedsiębiorcy wynajęli mecenasa, który będzie ich reprezentował przed sądem w razie sporu zbiorowego z firmą. – Wszystkich, którzy tak jak my zostali oszukani, prosimy o skontaktowanie się z policją, konkretnie z wydziałem przestępstw gospodarczych. Im więcej nas będzie, tym większa szansa na wygranie sprawy – uważa właścicielka salonu fryzjerskiego w centrum, która jak mówi została naciągnięta jako jedna z pierwszych. I wskazuje, że zamierza pozwać firmę o celowe wprowadzenie w błąd mające na celu niekorzystne dysponowanie mieniem. - Póki co, czytajmy umowy przed podpisaniem. I jeszcze raz apelują - nie łudźmy się, że ktoś da nam cokolwiek za darmo lub za złotówkę – przestrzega rzecznik praw konsumenta.
Zaczyna się niewinnie. Do naszych drzwi pukają młodzi ludzie. Podają się za „studentów”, którzy w letnim okresie dorabiają sobie w firmie, którą reprezentują. Proponują nam niezobowiązującą rozmowę, podczas której przedstawiają ofertę nie do odrzucenia. Jaką? Otóż możemy za jedyną złotówkę na miesiąc, kupić dla swojej firmy, zakładu, sklepu, warsztatu – kampanię reklamową. Wystarczy podpisać umowę.
W Krotoszynie i w okolicy podobne dokumenty podpisało już kilka osób prowadzących działalność gospodarczą w różnych branżach. O pierwszych pisaliśmy już w czerwcu. - Dwie młode kobiety weszły do mojego zakładu fryzjerskiego. Przedstawiły się jako studentki. - Zaproponowały reklamę salonu. Miałam tylko podpisać zgodę na wykorzystanie swoich danych i wpłacić symboliczną złotówkę – opowiadała na naszych łamach właścicielka salonu fryzjerskiego. Jak mówi, zgodziła się. - Mówiły, że opłata wynosi złotówkę, bo ich firma musi wykorzystać środki unijne. I w zamian za symboliczną złotówkę otrzymam reklamę telefoniczną oraz ulotkową. Po miesiącu umowa miała przestać obowiązywać – mówi kobieta. Złożyła swój podpis, choć trochę się wahała.
– Zazwyczaj jestem czujna. Nie wiem, co się tego dnia stało. Ale pomyślałam, że są unijne dofinansowania na różne działania. Dziś można otworzyć firmę, nie mając własnych środków, więc pomyślałam, że może jest to forma pomocy dla małych przedsiębiorców – opowiada fryzjerka.
Do kolejnego przedsiębiorcy, prowadzącego biznes w centrum Krotoszyna wszedł dla odmiany młody mężczyzna. Też podawał się za „studenta”. I też zaproponował za złotówkę reklamę sklepu na ulotkach. - Umowa miała obowiązywać tylko w czerwcu tego roku – mówi właściciel punktu handlowego.
W obu przypadkach, po wyjściu „studentek” i „studenta”, i po dokładnym przeczytaniu umowy wyszło na jaw, że właścicielka salonu fryzjerskiego oraz prowadzący sklep, a także kilkoro innych przedsiębiorców i rzemieślników, zleciło jednej z firm opracowanie i kolportaż ulotek, kampanię mobilną i telefoniczną swojej działalności, która potrwa 24 miesiące – czyli dwa lata. Ulotki miały trafić co miesiąc do 500 osób. Drugie tyle miało być informowane o usługach przedsiębiorców przez telefon. Ale symboliczna złotówka obowiązywała tylko w pierwszym miesiącu, za następnie wszyscy zgodzili się – choć jak mówią nieświadomie - płacić 500 zł + VAT. I to miesięcznie! Razem przez dwa lata kosztować ich to będzie ponad 14 tys. zł.
Pierwsza z kobiet od razu wysłała do siedziby firmy rezygnację z umowy. Ale okazało się, że to nie taka łatwa sprawa. - W razie rezygnacji musi pani zapłacić karę umowną zapisaną w umowie – przeczytała w odpowiedzi. Jak mówi, kary nie zamierza płacić. Bo formalności dopełniła w ciągu 14 dni od podpisania dokumentu. Czy ma rację? - W takim przypadku przedsiębiorców nie chroni prawo odstąpienia od umowy w ciągu 14 dni – mówi Mikołaj Lechmann, powiatowy rzecznik praw konsumenta. Dlaczego? – Bo nie ma w tym wypadku zastosowania ustawa o prawach konsumenta – rozwiewa wątpliwości specjalista.
Firma, z którą przedsiębiorcy i rzemieślnicy podpisywali umowy, mieści się, co wyczytać można z dokumentów w Warszawie. I jest spółką. Pod tym samym adresem zarejestrowanych jest też kilka innych spółek-świadczących różne usługi. W Internecie roi się od skarg na firmę. Dlatego bądźmy bardzo ostrożni. - Przede wszystkim czytajmy umowy. Nic nie podpisujmy na szybko, bez namysłu. Pamiętajmy, że nikt nie da nam nic za darmo, czy za symboliczną złotówkę – przestrzega Mikołaj Lechmann, powiatowy rzecznik konsumenta. Przedsiębiorcy z Krotoszyna, którzy czują się oszukani, zgłosili się na policję.
- Zostały wszczęte czynności sprawdzające, mające na celu ustalenie, czy faktycznie doszło do oszustwa, czy nie będzie to spór cywilno-prawny. Należy wyjaśnić, czy osoba, która zawierała z przedsiębiorcami umowy, miała z góry powzięty zamiar oszustwa i czy faktycznie było to wprowadzenie w błąd – informuje asp. Piotr Szczepaniak, rzecznik krotoszyńskiej komendy policji.
Policja prowadzi postępowanie, a tymczasem przedsiębiorcy otrzymują już faktury do zapłacenia. - Pierwszy rachunek opiewa na 615 zł brutto, chociaż czerwiec miał kosztować tylko złotówkę, więc widać od razu, że to jest nabijanie w butelkę – komentuje właściciel sklepu. I wskazuje, że do rachunku był dołączony tzw. wykaz telefonów, które pracownicy firmy wykonali, aby rozreklamować jego działalność. Widnieje na nim czas połączeń i liczba osób, z którymi się skontaktowano. - Ciekawostką jest, że każdy z nas, którzy zgodziliśmy się na reklamę w ten sposób, otrzymał identyczny wykaz, jota w jotę to samo – mówi przedsiębiorca.
Przedsiębiorcy wynajęli mecenasa, który będzie ich reprezentował przed sądem w razie sporu zbiorowego z firmą. – Wszystkich, którzy tak jak my zostali oszukani, prosimy o skontaktowanie się z policją, konkretnie z wydziałem przestępstw gospodarczych. Im więcej nas będzie, tym większa szansa na wygranie sprawy – uważa właścicielka salonu fryzjerskiego w centrum, która jak mówi została naciągnięta jako jedna z pierwszych. I wskazuje, że zamierza pozwać firmę o celowe wprowadzenie w błąd mające na celu niekorzystne dysponowanie mieniem. - Póki co, czytajmy umowy przed podpisaniem. I jeszcze raz apelują - nie łudźmy się, że ktoś da nam cokolwiek za darmo lub za złotówkę – przestrzega rzecznik praw konsumenta.