W pamięci jarociniaków na długo pozostanie widok płonącego domu przy ul. Żerkowskiej w Jarocinie. 17 maja w wyniku pożaru ojciec samotnie wychowujący dwoje dzieci stracił dach nad głową. Mieszkanie na poddaszu doszczętnie spłonęło, a parter został zalany w czasie akcji gaśniczej. Pomagamy odbudować rodzinie dom, aby na nowo mogli rozpocząć normalne życie.
Według ustaleń straży pożarnej przyczyną tragedii było zwarcie prądu. Dom wybudowano w latach sześćdziesiątych, a niedawno właściciele przeprowadzili gruntowny remont. Niestety instalacja elektryczna nie została wymieniona, a sprzęty użytkowane przez domowników były dla niej sporym obciążeniem.
Skutki pożaru okazały się bardziej rozległe, niż początkowo sądzono. W trakcie akcji gaśniczej doszło do zalania parteru, czego konsekwencją są odpadające tynki ze ścian. Oględziny domu przeprowadził więc budowlaniec, który orzekł, że należy je wszystkie skuć. - Nie można tego tak zostawić, bo wszystko potem i tak by spadło - zapewnia Marian Ochowiak.
W budynku unosi się kurz. Mimo upływu czasu czuć zapach spelenizny.
Po dokładnych oględzinach domu okazało się, że gruntownego remontu wymaga również parter domu. Powodem jest akcja gaśnicza, w trakcie której doszło do jego zalania. Tynki wymagają więc skłucia i osuszenia. To jest też jedyna metoda na pozbycie się dość uciążliwego zapachu spalenizny. Kolejna sprawą jest strop, który uległ zniszczeniu w trakcie pożaru oraz działań przeprowadzanych przez strażaków – zapewnia Dariusz Kowalski, projektant budowlany i właściciel firmy „Efekt”.
Ważną sprawą jest przeprowadzanie odpowiednich kontroli, które również obowiązują właścicieli budynków jednorodzinnych.
Zgodnie z art. 62 Prawa budowlanego, obowiązkiem ustawowym każdego właściciela domu, również jednorodzinnego, jest przeprowadzenie kontroli instalacji elektrycznej i gazowej oraz przewodów kominowych. Niestety nikt tego nie przestrzega, a to mogłoby w wielu przypadkach ochronić zdrowie a nawet życie domowników. Stara instalacja elektryczna, często aluminiowa, nie jest przystosowana do obecnie użytkowanych w gospodarstwie domowym urządzeń elektrycznych. Prowadzi to do jej przeciążenia. W prawidłowo funkcjonującej instalacji powinien wyłączyć się bezpiecznik, a w starej dochodzi do zwarcia, konsekwencją tego może być zapłon przewodów i izolacji – mówi Grzegorz Buchwald, właściciel biura projektowego.
Odwiedziłam rodzinę, aby porozmawiać z nimi i zobaczyć skutki pożaru.
Jest południe. Łukasz Nowacki samodzielnie zbija tynk w spalonym domu. Rodzice krzątają się po podwórku. Jeszcze chwilę wcześniej wyszli znajomi, którzy codziennie pomagają w przy skuwaniu ścian i wynoszeniu gruzu. – To, co możemy, wykonujemy sami, żeby obniżyć koszty remontu - mówi Łukasz Nowacki.
Wszyscy zapraszają mnie do „domu”, a raczej pozostałości, jakie po nim pozostały. Widok jest wstrząsający. To, co rzuca się w oczy, to brak stropu oraz nadpalone belki. - Konstrukcję dachu trzeba całą wymienić. Nic się nie nadaje - stwierdza Marian Ochowiak, ojczym Łukasza. - Niech pani spojrzy, tutaj zaczęło się palić, a niedaleko spał wnuk - dodaje wskazując najbardziej spaloną belkę stropową. - Dobrze, że nikomu nic się nie stało - łapie się za głowę.
Właściciele z synem prowadzą mnie na podwórko, które teraz stało się ich „mieszkaniem”. Są spokojni, nie narzekają. Cieszą się, że wyszli cało z tego pożaru. Uśmiechają się, choć na twarzy Wiesławy Ochowiak maluje się ból i smutek. Pojawiają się łzy. - Tylko obraz Matki Boskiej Licheńskiej ocalał - często powtarza.
Starsze małżeństwo pokazuje swoje tymczasowe lokum. To mała i wąska kuchnia letnia, w której ledwo zmieścił się tapczan. Nie ma tam ciepłej wody, ani łazienki. - Nasz syn tu wszystko sam wyremontował, założył kafelki, wygładził ściany. Miałam tutaj konfitury robić - opowiada kiwając głową Wiesława Ochowiak. – Z mężem jakoś się mieścimy. Tyle nam wystarczy - dodaje. Miejsca zabrakło dla Łukasza Nowackiego i jego dwójki dzieci. W trójkę mieszkają na Ługach u swojego najlepszego przyjaciela.
Wszyscy są pod ogromnym wrażeniem ludzi, którzy zaoferowali im pomoc. – Zgłosili się właściciele sklepów z materiałami budowlanymi. Chcą przekazać przedmioty potrzebne do remontu - mówi z uśmiechem na twarzy Łukasz Nowacki. - Zgłosił się do mnie Jarosław Szymański i pożyczył mi busa, żebym mógł wywozić gruz.
- Niespodziankę zrobili nam strażacy z Witaszyc. Przyjechali w sobotę i przywieźli prezenty dla wnuków, nowe telefony, bo poprzednie się spaliły - opowiada Wiesława Ochowiak. - Dali nam też środki czystości.
Wszyscy troje zachwalają akcję straży pożarnej. Do dzisiaj nie mogą wyjść z podziwu ogromnego zaangażowania strażaków w akcje gaśniczą.
Czas mija, a oni musza odbudować dom, aby mogły do niego powrócić dzieci. Trzeba się spieszyć przed zimą. - Ja potrzebuję tylko z dwie rzeczy do ubrania, reszty mi nie potrzeba. Tylko żeby wnuki miały gdzie wrócić. Tyle już przeszły - mówi ze łzami w oczach pani Wiesława.
Należy zaznaczyć, że dzięki pomocy wielu osób, sporo spraw zostało załatwiono w bardzo szybkim czasie. Swoją prace bezpłatnie zaoferowali: geodeta, kierownik budowy oraz biuro projektowe. Wydział Geodezji i Gospodarki Nieruchomościami wydał zaledwie w cztery godziny mapę i nie pobrał za to należnej opłaty. Również pozwolenie na budowę trwało bardzo krótko. - Oczywiście pomoc zaoferowali: burmistrz Adam Pawlicki oraz wiceburmistrzowie: Bartosz Walczak i Robert Kaźmierczak. Bardzo szybko wydane zostały warunki zabudowy, na które czeka się znacznie więcej czasu. Zarówno Starostwo Powiatowe, jak i Urząd Miasta i Gminy Jarocin służyli ogromną pomocą – mówi Grzegorz Buchwald
Trwa zbiórka pieniędzy na portalu Zbiórka.pl [TUTAJ]. Na profilu Gazety Jarocińskiej trwa również akcja #dychanadom [TUTAJ]. Wystarczy wpłacić 10 zł na wspomniane konto na Zrzutka.pl, a następnie napisać komentarz pod postem „Damy radę”.