reklama

Kajakarz z Rawicza płynie Odrą do Bałtyku

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Artur Eling

Kajakarz z Rawicza płynie Odrą do Bałtyku - Zdjęcie główne

Od lewej: Dariusz Kalisz i Artur Eling | foto Artur Eling

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Znany rawicki pasjonat biegania, morsowania, latania, sportów walki, survivalu, fotografowania i podróżowania - Artur Eling tym razem wybrał się w długą podróż drogą wodną. Wraz z kolegą płynie nurtem Odry do Bałtyku.
reklama

Wraz z kolegą z Wałbrzycha, Dariuszem Kaliszem, płyną nurtem Odry do Bałtyku. Ich statek to canoe własnoręcznej roboty.

- Zrobiłem go sam z sosnowych listewek. Ma długość 4,5 metra ale waży zaledwie 35 kg - przyznaje Artur Eling.

Wyruszyli w sobotę 5 czerwca z Wąsosza. Baryczą dopłynęli do Odry i teraz, w trzecim dniu wiosłowania dotarli pod Milsko. Ich celem jest Bałtyk. Zamierzają dopłynąć Odrą do Szczecina, potem przez Zalew Szczeciński, Dziwnę i Zalew Kamieński do Dziwnowa. Wyliczyli, że podróż potrwa opkoło dziesięciu dni. O ile ich wcześniej nie "zjedzą" komary.

Walka z komarami

- To jest plaga! Są wszędzie i o każdej porze - złości się Artur.

Kajakarze chronią się przed krwiożerczymi owadami jak tylko mogą. Przez cały czas, pomimo słonecznej pogody są grubo ubrani, noszą też czapki z nausznikami.

- Nie możemy nawet popływać, żeby się ochłodzić, bo zaraz obsiadają całe ciało - utyskuje Eling. Na postojach próbowali już wszystkiego - kadzidełek, spirali przeciw komarom, odstraszających płynów. Wszystko to niewiele pomaga.

Namiot i wojskowe jedzenie

W podróż zabrali dwuosobowy namiot i wojskowe racje żywieniowe na kilka dni. Samopodgrzewające się puszki pozwalają zjeść ciepły posiłek nawet tam, gdzie nie można rozpalić ogniska. Kilka noclegów mają zaplanowanych na przystaniach. Liczą, że tam będą mogli wziąść prysznic i doładować power banki. Telefony służą im głównie do robienia zdjęć z podróży.

Płyną dalej

Kajakarze wczoraj dopłynęli do Słubic i teraz płyną wzdłuż polsko-niemieckiej granicy. Tego dnia zrobili "zaledwie" około 60 kilometrów, bo od rana wszelkie okoliczności sprzysięgły się przeciwko nim.

- Nocowaliśmy w gospodarstwie agroturystycznym w Osiecznicy, prawie kilometr od brzegu. Rano okazało się, że nie będzie transportu, na który liczyliśmy i musieliśmy przenosić canoe i cały ekwipunek przez krzaki i grząski teren do Odry. To była niezła rozgrzewka - śmieje się Artur Eling.

Komary oczywiście nie odpuściły, więc znów musieli wiosłować w czapkach, hustach i pełnym ubraniu. W dodatku jak tylko wpłynęli na graniczny odcinek Odry, opór zaczął im stawiać dość silny, północny wiatr.

Barka za rufą!

Być może właśnie szum wiatru i antykomarowe hustki na uszach sprawiły, że nie usłyszeli ostrzeżeń z doganiającej ich barki transportującej towar.

- Z początku myślałem, że gdzieś przy brzegu przejeżdża pociąg. Jak się obejrzałem, za sobą zobaczyłem stalową ścianę - opisuje zdarzenie Artur.

Błyskawicznie wzięli kurs do brzeg, z trudem unikając staranowania przez kilkusettonowy zestaw. Okazało się, że to, co wzięli za odgłosy lokomotywy było syreną ostrzegawczą z barki. 

Pusta rzeka na granicy

Wieczorem dopłynęli do Świecka, gdzie przenocowali w namiocie, żeby już o szóstej rano znów być na wodzie. Zwrócili uwagę, że brzegi Odry na odcinku gdzie stanowi granicę państwową jest opustoszała. 

Wzdłuż rzeki jest niewiele osad, prawie nie ma tu wędkarzy. Dzisiaj widzieliśmy za to opalającego się naturystę i mężczyznę ćwiczącego jogę na niemieckim brzegu - przyznają kajakarze.

Dzisiaj wioślarze nie zamierzali się przemęczać. Już i tak przepłynęli więcej niż planowali na tym etapie podróży. Zrobili nieco ponad 40 km i na noc zacumowali w Kostrzyniu.

 - Planujemy trochę wypocząć - zapowiada Artur.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Chcesz przeczytać cały artykuł? Wystarczy, że założysz konto lub zalogujesz sie na już istniejace

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama