Rodzina niemieckich Żydów na stałe zapisała na się kartach historii gminy Bojanowo. Jej siedzibą była właśnie Golina Wielka, gdzie Rohrowie mieszkali od 1861 roku. Pierwszy właściciel majątku, Abraham Rohr wraz z żoną Henriettą mieli dwóch synów, Moritza i Isidora, którzy wspierali finansowo wiele żydowskich instytucji w okolicy.
Pałac, mieszczący się w parku po lewej stronie drogi, tuż przy wjeździe do miejscowości od strony Rawicza, powstał w 1888 roku właśnie z inicjatywy Isidora Rohra. Rezydencję rozbudował jego syn Wilhelm Rohr, który do głównego korpusu kazał dobudować tak zwany dom gościnny, połączony z budynkiem głównym parterowym łącznikiem. Starsza część pałacu jest wysoko podpiwniczona, dwukondygnacyjna. W fasadzie zwraca uwagę jednokondygnacyjny portyk filarowo-kolumnowy, w drugiej kondygnacji przechodzący w reprezentacyjny balkon. We wnętrzach mieściła się sala balowa, jadalnia, gabinety. Otoczenie pałacu stanowił rozległy, zadbany park ze stawem i kortem tenisowym.
Przyjęli polskie obywatelstwo
Rodzina Rohrów spolonizowała się i w okresie międzywojennym przyjęła polskie obywatelstwo. Przypałacowy folwark funkcjonował znakomicie, działała gorzelnia i wytwórnia płatków ziemniaczanych, które Rohr eksportował do Szwajcarii. Majątek w 1926 roku liczył 1.188 hektarów i miał gorzelnię.
Druga wojna światowa zakończyła dobrą passę rodziny. W listopadzie 1939 roku aresztowano Willego Rohra i osadzono w więzieniu w Rawiczu. Został zwolniony, ale przed tym musiał zrzec się majątku. Wraz z rodziną wyjechał do Warszawy, gdzie ukrywał się pod przybranym nazwiskiem. Zginął podczas masowych egzekucji w czasie powstania warszawskiego.
Jego córka, Ilsa na rok przed wojną przyjęła chrzest i poślubiła niemieckiego katolika - Hardiego Versena. Ten jednak podczas wojny rozwiódł się „z niewygodną pochodzeniem żoną” i wyjechał z Wielkopolski. Ilsę w 1943 roku oskarżono o „rassenschande” (zhańbienie rasy) i skazano na śmierć przez powieszenie. Z rodziny Willego Rohra wojnę przeżyła jego żona Herta, oraz dwójka dzieci: Hans i Urszula, którzy już w latach 30. przeszli na katolicyzm. Hans po wojnie wyjechał do Szwecji, córka Urszula pozostała w Polsce.
Szkoła w pałacowych wnętrzach
Przez jakiś czas w pałacu Rohrów znajdowała się filia Zespołu Szkół Rolniczych (dziś Zespół Szkół Przyrodniczo-Technicznych) w Bojanowie. Od 1951 roku w salach pałacowych uczyli się dorośli. 1 stycznia 1999 roku nieruchomość stała się własnością Skarbu Państwa. Od tego momentu do 31 grudnia 2005 roku była w trwałym zarządzie samorządu powiatowego, który wykorzystywał ją nadal na działalność szkoły rolniczej, tym samym ponosił koszty jej utrzymania.
We wrześniu 2007 roku starosta rawicki zwrócił się do wojewody z zapytaniem, czy w odniesieniu do tej nieruchomości prowadzone jest postępowanie administracyjne o jej zwrot. Ten poinformował, że faktycznie, potomek właścicieli majątku - Marek Rohr-Garztecki (jedyny syn Urszuli) złożył wniosek o ustalenie, czy nieruchomość pałacowo-parkowa, słusznie została przejęta na rzecz Skarbu Państwa.
Decyzja po 10 latach
Postępowanie w tej sprawie trwało... ponad 10 lat. Wymagało ustalenia, czy nieruchomość mogła zostać upaństwowiona na podstawie dekretu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej. Postępowanie prowadził Wojewoda Wielkopolski, Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa oraz Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Ostatecznie - pod koniec września 2019 roku - Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał wyrok, utrzymując w mocy decyzję wojewody, orzekającą, że nieruchomość nie podlegała przejęciu na podstawie dekretu. W efekcie, pałac powinien zostać zwrócony prawowitym spadkobiercom. To oznaczało, że pałac wróci do potomków prawowitych właścicieli - czyli właśnie Marka Rohra - Garzteckiego, od lat mieszkającego zagranicą.
Formalności związane z przekazaniem pałacu spadkobiercom utrudniła także pandemia. Ostatecznie zakończyły się dopiero kilka tygodni temu, kiedy sfinalizowano wszelkie zmiany w księgach wieczystych.
Powrót w rodzinne strony
Dziś pałac od strony drogi zasłaniają drzewa, a i wewnętrzny dziedziniec zniknął pod plątaniną krzewów i chwastów. Wejście na teren obiektu zazwyczaj jest niemożliwe (choć zdarzyły się przypadki wtargnięcia tzw. dzikich lokatorów, którzy w zaciszu zabytkowej budowli spożywali wysokoprocentowe trunki i zostawili ślady swojej bytności), ale w ostatnich dniach można było zauważyć na uchylonej bramie zupełnie nową kłódkę. W pałacu pojawił się bowiem jego prawowity właściciel Marek Rohr-Garztecki, wnuk Wilhelma Rohra.
Choć już kilka lat temu nawiązaliśmy z byłym dyplomatą kontakt korespondencyjny, to pierwszy raz spotkaliśmy się osobiście i tym samym pierwszy raz od kilkunastu lat stanęliśmy na pałacowym dziedzińcu i mogliśmy z bliska obejrzeć, jak obecnie wygląda budynek, zarówno na zewnątrz, jak i w środku.
Właściciel pałacu w Golinie Wielkiej to postać nietuzinkowa
Nie da się ukryć, że choć lata świetności pałacu dawno minęły, to dalej ma swój urok - wyłaniając się zza kolorowych liści pozostałych jeszcze na drzewach. I wcale nie przeszkadza to, że aby dostać się do jedynego czynnego wejścia, trzeba poruszać się ledwo widoczną ścieżką wydeptaną w półmetrowych pokrzywach, chwastach i dziko rosnących jeżynach. W środku, w części, która pierwotnie była domem gościnnym, a potem przez lata zamieszkiwała go jeszcze jedna z miejscowych rodzin, spotykamy się Markiem Rohrem-Garzteckim, który bez wątpienia jest osobą nietuzinkową. Sam jego życiorys nadaje się na ciekawą książkę. W internetowych źródłach jest opisywany jako polski dyplomata, wykładowca, publicysta, działacz kulturalny i polityk. Obecnie mieszka w Warszawie, ale ostatnie lata spędził za granicą. W latach 2010–2015 piastował stanowisko ambasadora RP w Angoli, od 2017 do 2022 był stałym przedstawicielem RP w strukturach Organizacji Narodów Zjednoczonych, przez pewien okres jednocześnie pełnił funkcję zastępcy kierownika Ambasady RP w Nairobi. O jego karierze można by długo opowiadać.
Zawsze się interesowali rodzinnym majątkiem
Dziś 78-letni Marek Rohr-Garztecki nie pracuje już zawodowo, więc ma więcej czasu na plany wobec rodowej siedziby i przede wszystkim mógł osobiście ocenić stan jej zachowania. Odebrał ze starostwa worek pełen różnych kluczy i mimo przejmującego chłodu w nieogrzewanym od lat pałacu, dokładnie sprawdził każdy zakamarek. Zdradził też, że choć rodzina Rohrów od wojny nie wróciła na ziemię rawicką, to majątkiem interesowała się cały czas, od lat 50.
- Moja matka po wojnie nie przyjechała tu nigdy, natomiast ja zawsze wiedziałem, że taka Golina istnieje i nawet kiedyś z ciekawości tu dotarłem. To była chyba połowa lat 60. Z dziewczyną podróżowaliśmy autostopem i tak wybierałem trasę, żeby tu przyjechać i zobaczyć pałac – zdradza.
Jak mówi, nocował wówczas u pewnych mieszkańców Goliny na tzw. sianie i dopiero rano się przyznał, że jest wnukiem Wilhelma Rohra.
- „Jak pan mógł mi tego nie powiedzieć, to ja bym pana w najlepszej izbie przenocowała”- tak mi powiedziała gospodyni, a matka mnie później strasznie objechała, że nie powinienem się tak zachowywać – wspomina.
- Żona Hansa, czyli moja ciocia była właśnie spiritus movens tego, żeby próbować odzyskać Golinę, bo pochodziła gdzieś z tych okolic. Wujek Hans tu bywał, miał kontakt z miejscowymi. Kiedyś podczas jednej z wizyt ktoś mu zwrócił srebrną zastawę, będącą niegdyś na wyposażeniu pałacu. Ja również spotkałem się tutaj tylko z najlepszymi słowami na temat rodziny i ogromną życzliwością– podkreśla Marek Rohr, który pełnoprawnym właścicielem pałacu i parku stał się kilka tygodni temu.
- Cała procedura - sprawa sądowa, potem różne odwołania - trwała bardzo długo, dlatego, że trudne było ustalanie takich rzeczy, jak np. kolejność imion mojej matki w dokumentach, bo moja matka była tutaj znana jako Urszula, ale w czasie wojny w Warszawie, była w konspiracji i miała pseudonim Ewa i tak widniała w niektórych dokumentach. Dwa lata zajęło sądowi w Rawiczu, żeby to wreszcie jakoś wszystko przyjąć – opowiada.
Plany wobec zespołu pałacowo-parkowego są ambitne
Zespół pałacowo-parkowy wrócił więc do rodziny. Jakie są wobec niego plany?
- Moi rodzice, dziadkowie i pradziadkowie, byli filantropami, sfinansowali m.in. przytułki dla osób starszych, byli też mecenasami sztuki. W pałacu znajdowały się pewne zbiory zabytkowe, nie mówiąc o wspaniałej bibliotece, ale też ciekawe meble. Wiem, gdzie jest część z nich i już czynię starania o ich zwrot – przyznaje Marek Rohr-Garztecki.
Jak zaznacza, gdy uda się wyremontować obiekt, to może choć w części zostanie zapełniony oryginalnymi przedmiotami. Podkreśla, że to nie jest jednak najistotniejsze.
- Moja matka, już po wojnie, zgromadziła ogromny zbiór rysunków, drzeworytów, miedziorytów, po prostu dzieł sztuki współczesnej. Gdy zmarła, zbiory - zgodnie z jej decyzją - trafiły do Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Tam jednak znajdują się w skrzyniach, ale już mam zapewnienie dyrektora, że docelowo będą mogły być wypożyczone do Goliny. Jest też bardzo ciekawy pamiętnik mojej matki, którego część ostatnio opublikował kwartalnik Karta, a który zostanie w całości wydany jako książka – mówi Marek Rohr-Garztecki, który chce także nawiązać do tradycji miejsca, do którego zawsze przyjeżdżali artyści.
Jedna z sal ma być przeznaczona na zbiory bojanowianina mieszkającego w Katowicach, Witolda Mikołajczyka. To pasjonat, interesujący się głównie filatelistyką, wielokrotnie nagradzany za swoje publikacje. Panowie szybko nawiązali kontakt i jak to się mówi „nadają na tych samych falach”.
Wszystko zapowiada się świetnie, ale teraz najważniejsze. Skąd były dyplomata weźmie na to wszystko pieniądze? Nie ukrywa, że wykonywane w ostatnich latach zawody i różne znajomości dały mu odpowiednią wiedzę na temat tego, gdzie może się o nie starać. Zamierza więc sięgnąć po granty, zarówno od władz województwa, jak i ministerstwa. Co ważne, pałac nie jest w najgorszym stanie, mury są zdrowe.
Marek Rohr-Garztecki podczas swojej wizyty zadbał o odpowiednie zabezpieczenie nieruchomości, ustalił ze stolarzem i blacharzem wykonanie najpilniejszych robót, uruchomił procedurę przywrócenia mediów, zlecił oczyszczenie parku.
- Nie słyszałem nigdy o muzeum, które zarabia na siebie, więc muszę jeszcze popracować nad częścią komercyjną przedsięwzięcia – też związaną z nauką lub sztuką - dopowiada.
Powrót do przeszłości. Czy się uda?
Marek Rohr-Garztecki nie tylko opowiedział o swoich planach, ale także oprowadził nas po obiekcie. Była to więc niepowtarzalna okazja, by zwiedzić pałac od piwnic po strych - od części pałacowej po gościnną. Po pierwotnych lokatorach, czyli Rohrach, ostały się tylko ogromne kryształowe lustra w holu. Sporo jest jeszcze śladów edukacyjnej funkcji budynku - tabliczki z nazwami klas, ślady po tablicach, góra starych materacy w części, gdzie był internat. Choć ściany w większości pokryte są łuszczącą się, olejną farbą, a podłogi to pękające linoleum, to faktycznie stan budynku nie jest zły i bez wątpienia ma niepowtarzalny klimat. Na pewno będziemy przyglądać się temu, jak odzyskuje dawny blask.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Bajkowy zamek i król puszczy, czyli ukryty skarb Wielkopolski. Gołuchów potrafi zachwycić